Posłowie
Przecinanie pępowiny
Wiersz – sen autora zaklęty w ciągu słów, podobnie jak rodzący się nowy człowiek, staje się czymś zewnętrznym, żyje już swoim życiem.
Zawiedzione wielkie miłości nieraz nie mają już nawet imion. Widziane krajobrazy, które dzieli być może tysiące kilometrów, zlewają się w jeden zawierający je wszystkie obraz. Odciśnięty wygrawerowany na wieczność, niczym w Kronikach Akaszy. Obraz, który można wywołać tak, jak można wywołać ducha. Sposobem poetów na taki „seans spirytystyczny” jest właśnie pisanie, które zawsze jest dziennikiem podróży w czasie. To, co jest „po drugiej stronie skóry”, jest niby fotograficzny negatyw i teraz oto przed nami się wyświetla, przybierając ciało ze słów i krew z pustej przestrzeni pomiędzy nimi. Wyjaśnia się, ale tym samym też od autora się odrywa, staje się symbolem, abstrakcją.
Poeta, oddając czytelnikowi swoją najskrytszą intymność, swoje „Święte Świętych”, niejako daje mu też prawo do dowolnego dysponowania tym, co było jego najgłębszym osobistym doświadczeniem, prze-Życiem, doświadczeniem granicznym, raną lub ekstazą (z byle czego dobre wiersze się nie rodzą). I tak przez tyle już wieków mężczyźni czytający „Boską Komedię” widzą w sobie Dantego, czytelniczki zaś Beatrycze… I choć istniały pierwowzory Anny Kareniny i pani Bovary, to ważniejsze jest to, że one – kreacje literackie – stały się układem odniesienia dla setek tysięcy kobiet na całym świecie.
Publikując wiersz, poeta przecina pępowinę łączącą go z jakimś ważnym momentem w życiu. Wie, że będzie istnieć bardziej, jeżeli to coś – tak ważnego dla siebie zuniwersalizuje, nada mu rangę czytelnego (mniej czy bardziej) dla innych znaku. Osobiste przeżycie, zamienione w abstrakcyjne, wieloznaczne słowa, oddziela się, odrywa od osoby, która to napisała.
Każdy dobry wiersz jest odcięciem pępowiny i zarazem jej zawiązaniem. Od tej bowiem chwili, w której wiersz zostaje napisany, to, co było wewnętrzne, zajmowało przestrzeń „po drugiej stronie skóry”, staje się zewnętrznym. Wychodzi na świat(ło). Od tej chwili wiersz nie należy już do autora – odtąd to raczej autor oddany zostaje we władanie swemu dziełu. Jakby dzieło było czymś w rodzaju wzoru czy programu, który szukał możliwości zrealizowania się w Rzeczywistości. Wzoru, który pośród doświadczeń wszystkich ludzi szukał tej jednej osoby, mogącej wykonać go idealnie.
I jest tak, że to nie my wiersze, ale że to one nas znają „na pamięć„. Są archetypowymi, modelowymi przedstawieniami każdej możliwej ludzkiej sytuacji uczuciowej.
Tom „Po drugiej stronie skóry” stanowi swego rodzaju podsumowanie twórczości Beaty Zalot na przestrzeni ponad trzydziestu lat. Lecz choć forma tych wierszy ulega nieuchronnym przemianom, to zasadnicze tematy pozostają niezmienne. Poezja Beaty Zalot łączy w sobie impresjonistyczną wrażliwość na Naturę (w każdym prawie tekście pojawiają się obrazy przyrodniczego piękna) z łagodnym, zwykle niedosłownym erotyzmem. Jej bardzo charakterystyczną cechą jest także postawa „modlitewna”, kontemplacyjna – wielbienie świata widzialnego, w który wyraźnie wpisane są znaki sacrum. W wierszach napisanych w ostatnich kilku latach (część II), pojawia się często temat reinkarnacji. Kolejnym nowym, istotnym elementem twórczości poetki są znaki wizyjne – niezrozumiałe w potocznym kontekście, prowadzące gdzieś tam, gdzie nie sięga już dyskurs intelektu (np. „Więc tylko już światło”).
Poezja Beaty Zalot przekształca osobiste w uniwersalne, a czasem czyni też odwrotnie – tzw. „wielkie słowa” wpisuje niemal ukradkiem w sprawy „małego życia”, na wskroś osobistego i prywatnego. Proces takiej przemiany metalu nieszlachetnego w złoto w alchemii nazywa się transmutacją. Proces transmutacji dzieli się na trzy części: zrozumienie materii, rozłożenie jej na czynniki pierwsze, i wreszcie stworzenie nowej, wyższego stopnia materii. I podobny proces odbywa się, kiedy poeta swoje zwykłe życie najpierw próbuje zrozumieć, potem poddaje je rozbiorowi, aż w końcu, kiedy już zrozumie, że nie sposób niczego zrozumieć, przekształca tę niezorganizowaną magmę w wiersz – życiosłowo – nadając jej wymiar wszechogarniającego parasola, pod którym schronić się może Każdy.
Poeta, oddając Wam – o Czytelnicy! – ten strzęp wyrwanego z własnych trzewi życia, oddaje także swemu dziełu Wasze żywoty, które jego słowa zdolne były wyrazić, odmawia za Was modlitwę za żywych i za umarłych, utwierdzając tym samym sens Waszego ziemskiego bytowania.