…
Mogę pokazać ci świat
odwrócony jak w oku kota
mogę przynieść zapach lata
uwięziony w butelce po winie
mogę dać
zaklętą w literach energię
mogę pojawić się w snach
mogę
od słowa przeminąć
…
nie ma nic smutniejszego
niż sierocy śpiew
pszczół
ojciec
przykłada ucho do ula
i mówi:
nie ma matki
potem
łączy pszczele rodziny
albo poddaje im
nową królową
a one
mogą ją zabić
albo przyjąć
…
Stara jabłoń
już nie rodzi
pochyla się w stronę płotu
jak staruszka
wiosenny świergot ptaków
irytuje
poranne przymrozki
przeszywają konary do bólu
modli się o śmierć
cichą i łagodną
kolejną zimę przetrwała
wbrew swojej woli
Mój dom jest ze słomy i cynamonu
pachnie latem
brzęczy muzyką pszczół
zbudowałam go
pomiędzy prawdą a kłamstwem
na wodzie
i na marzeniach
na spotkaniu świtu z dniem
kiedy jesienią łatam w dachu dziury
myślę sobie
co to za dom
który porusza się od wzruszeń
przemaka od łez
a ściany przezroczyste jak skrzydła ważek
nie chronią nawet od myśli
a jednak tu jestem
przed zimą wyścielam podłogi
łupkami szyszek
i pierzem zimorodków
ofiarowanym przez wiatr
sublokatorzy od siedmiu boleści
pasikonik, wiewiórki i Bóg
trwają ze mną od lat
dziwię im się
tak jak dziwię się światu
i sobie
tu jest
tak po ludzku
niewygodnie
…
niech Ci się synu
przyśni anioł
niech pod powiekami nocy
ciemność rozjaśni się aż po blask
niech od świtania
myśli Twoje będą
piękniejsze
niech Ci się nigdy nie zdaje
że po tamtej stronie
nie ma barw
jutro Ci o nich opowiem
…
Ktoś inny
poplami ci sumienie
atramentem
skradnie
pierwszą osobę
użyje przeszłości
przeciwko nam
zamieni na bierna stronę
ślady tamtych spotkań
…
Stoimy naprzeciw siebie
skłóceni
milczymy
dzieli nas powietrze
między nami
…
W moim ogrodzie
dojrzały maliny
chcę je zjeść
z twojego brzucha
spływający sok
naznaczy niebo
czerwienią
nikt nie zmyje pamięci
poranionego nami dnia
…
modlę się do skrzyżowanych
na horyzoncie linii
i panujących w ogrodzie drzew
szyfrem posyłam w dół potoku
prośby
i dziękczynienia
nie jestem jedyna
…
Chciałabym umrzeć wiosną
przy muzyce pszczół
żeby trwa szeleściła
żeby syn siedział koło mojego łóżka
i trzymał mnie za rękę
a Bóg żeby przechadzał się po ogrodzie
niby przypadkiem
żeby się uśmiechał
i żeby zamiast łez
była rosa
…
Wyspowiadam się drzewom
obmyje w potoku z win
pozdrowię ptaki
poranne smutki nawlekę na nić
i wywieszę na płocie
niech rozjaśni je słońce
Bogu dam święty spokój
…
na sobie nic nie mam
tylko przypięty do ucha telefon
jesteśmy rozpięci
od fali do fali
od słowa do słowa
zamiast kocham – halo
zamiast pragnę – proszę?
rozścielone na dwóch łóżkach
słowa
coś przerywa
jeszcze zadzwonię