Jasiek Kikla
…
Przepędzał chmury
odbierał nogom moc
i dawał siłę
kiedy chciał
w dzień służył Bogu
w nocy diabłu
z tajemnej księgi
czytał świat
zaklęty w znakach
w palecie barw
w zapachu malw
aż kiedyś ze starości
czarownik Jasiek Kikla
niepostrzeżenie
zgasł
Na koniec lata
…
W rdzawym wiadrze za stodołą
przegląda się niebo
za węgłem czyha czart
mała dziewczynka łka
w półmroku czarny pająk
na krosnach z rosy
śmierć jej tka
ktoś rzucił urok
gaśnie lato
Nim zasnę
…
nim zasnę
otwórz moje oczy
na oścież
niech zobaczę
Pies
…
a jeśli ten kulawy pies
wynędzniały i głodny
który patrzył na mnie z wyrzutem
to nie jest zwykły pies
kto powiedział, że Bóg
musi mieć ludzką twarz
Z cyklu „Pytania do archeologa”
I
Gdzie podziały się
ich marzenia
sny
zmartwienia
strachy
duchy
kim są
kim byli
kim będą
czy wiedzieli
że czasy są trzy
czy już wtedy wiedzieli
że czasów jest więcej
II
…
A jeśli paliczek palca
który znalazłeś wczoraj w jaskini
to twoja kość
czy mierząc ją
mierzysz siebie
czy mierzysz się z sobą
czy od siebie uciekasz
namierzając swój strach
czy to wtedy była ofiara
czy teraz
III
…
I kiedy ich pomierzą
zważą
prześwietlą
zbadają DNA
wsadzą w tabelki
wykresy
epoki
czy będą kimś więcej
czy mniej
IV
Czy obudzone kości
po 40 tysiącach lat
opowiedzą swoje sny?
Sny trudno zapamiętać
Pytania do archeologa
A jeśli paliczek palca
który znalazłeś wczoraj w jaskini
to twoja kość
czy mierząc ją
mierzysz siebie
czy mierzysz się z sobą
czy od siebie uciekasz
namierzając swój strach
czy to wtedy była ofiara
czy teraz
Słowo na noc
…
Słowo na noc
jedno
jak ćma
uderzenie
jak głaz
otulone ciemnością
zmartwychwstanie w snach
i uleci
rozpostartym skrzydłem
przetnie ciszę
uniesie się
ponad sens
brzemienne
dźwięczne
nasycone
pod własnym ciężarem
opadnie
tysiącem myśli
lekkich jak pióra
suitą wzruszeń
opowieścią
pełną dygresji
modlitwą dziękczynną
splotem nerwów
plątaniną skojarzeń
szyfrem
który otwiera
słowo klucz
słowo na noc
jedno
Śmierć
…
pomiędzy grobami
tyle światła
jaki piękny dzień
na śmierć
Szepty
…
Mogę pokazać ci świat
odwrócony jak w oku kota
mogę przynieść zapach lata
uwięziony w butelce po winie
mogę dać
zaklętą w literach energię
mogę pojawić się w snach
mogę
od słowa przeminąć
…
nie ma nic smutniejszego
niż sierocy śpiew
pszczół
ojciec
przykłada ucho do ula
i mówi:
nie ma matki
potem
łączy pszczele rodziny
albo poddaje im
nową królową
a one
mogą ją zabić
albo przyjąć
…
Stara jabłoń
już nie rodzi
pochyla się w stronę płotu
jak staruszka
wiosenny świergot ptaków
irytuje
poranne przymrozki
przeszywają konary do bólu
modli się o śmierć
cichą i łagodną
kolejną zimę przetrwała
wbrew swojej woli
Mój dom jest ze słomy i cynamonu
pachnie latem
brzęczy muzyką pszczół
zbudowałam go
pomiędzy prawdą a kłamstwem
na wodzie
i na marzeniach
na spotkaniu świtu z dniem
kiedy jesienią łatam w dachu dziury
myślę sobie
co to za dom
który porusza się od wzruszeń
przemaka od łez
a ściany przezroczyste jak skrzydła ważek
nie chronią nawet od myśli
a jednak tu jestem
przed zimą wyścielam podłogi
łupkami szyszek
i pierzem zimorodków
ofiarowanym przez wiatr
sublokatorzy od siedmiu boleści
pasikonik, wiewiórki i Bóg
trwają ze mną od lat
dziwię im się
tak jak dziwię się światu
i sobie
tu jest
tak po ludzku
niewygodnie
…
niech Ci się synu
przyśni anioł
niech pod powiekami nocy
ciemność rozjaśni się aż po blask
niech od świtania
myśli Twoje będą
piękniejsze
niech Ci się nigdy nie zdaje
że po tamtej stronie
nie ma barw
jutro Ci o nich opowiem
…
Ktoś inny
poplami ci sumienie
atramentem
skradnie
pierwszą osobę
użyje przeszłości
przeciwko nam
zamieni na bierna stronę
ślady tamtych spotkań
…
Stoimy naprzeciw siebie
skłóceni
milczymy
dzieli nas powietrze
między nami
…
W moim ogrodzie
dojrzały maliny
chcę je zjeść
z twojego brzucha
spływający sok
naznaczy niebo
czerwienią
nikt nie zmyje pamięci
poranionego nami dnia
…
modlę się do skrzyżowanych
na horyzoncie linii
i panujących w ogrodzie drzew
szyfrem posyłam w dół potoku
prośby
i dziękczynienia
nie jestem jedyna
…
Chciałabym umrzeć wiosną
przy muzyce pszczół
żeby trwa szeleściła
żeby syn siedział koło mojego łóżka
i trzymał mnie za rękę
a Bóg żeby przechadzał się po ogrodzie
niby przypadkiem
żeby się uśmiechał
i żeby zamiast łez
była rosa
…
Wyspowiadam się drzewom
obmyje w potoku z win
pozdrowię ptaki
poranne smutki nawlekę na nić
i wywieszę na płocie
niech rozjaśni je słońce
Bogu dam święty spokój
…
na sobie nic nie mam
tylko przypięty do ucha telefon
jesteśmy rozpięci
od fali do fali
od słowa do słowa
zamiast kocham – halo
zamiast pragnę – proszę?
rozścielone na dwóch łóżkach
słowa
coś przerywa
jeszcze zadzwonię
Kot
…
A mojego kota to nie obchodzi
medytuje godzinami w ogrodzie
zabija tylko tyle, by przeżyć
najpiękniejszy każdy dzień
Rzeka
…
W marcowym słońcu
swoje kości wygrzewa
rzeka
ryby łaskoczą ja życiem
ludzkim zapachem nęci wiatr
o swoich sprawach
przez sen
mamroczą drzewa
wszyscy mówią, że
rzeka płynie
a to na jej brzuchu
przemienia się świat
Trzy lipy
Trzy lipy
Ta od prawej
Chce narodzić się jeszcze raz
jako flet
jej sąsiadka
che być wyrzeźbioną w drewnie
Matką Boską
obraz stosu
gnijących desek
śni się trzeciej
rano łapczywie wypija
trawie rosę
i na śmierć się przeraża
Wiersze bez tytułu
…
W moim ogrodzie
rośnie dla mnie trumna
ma jeszcze milion
zielonych liści
…
Na skraju ogrodu
w strumieniu
Bóg przemywał wczoraj twarz
potem długo patrzył na skulonego jeża
w drewnianym płocie
dostrzegł znak krzyża
zdziwił się jagodom
ich smak wydał mu się wyjątkowo cierpki
A może to nie był Bóg
tylko załamane w wodzie światło
…
Na moim ciele – mapie pocałunków
jeszcze tyle nie odkrytych miejsc
a ty znikasz
nie zgaszone pragnienie – chłodny wiersz
lepiej zima nie wracaj
…
8 maja. Gazeta donosi, że w stolicy Konga
Kobieta urodziła rybę z kolczykami przy
płetwach. Ludzie podejrzewają, że dyrektor
kliniki jest szarlatanem.
…
Wyszłam na dach i jadłam dym z komina. Miałam czerwoną sukienkę. Potem kawka zniosła mnie z dachu. Byłam cała pobrudzona sadzą.
…
Rosyjska policja aresztowała w Amursku człowieka, który zamordował i zjadł piętnastomiesięczne dziecko.
To ponoć nie pierwszy taki przypadek w tamtych stronach. Dziennik „Komsomolskaja Prawda” napisał też o innym kanibalu. 50-letni mężczyzna z Czelabińska na Uralu zabił jednego ze swoich przyjaciół. Ciało upiekł, a następnie podał uczestnikom zorganizowanego przez siebie przyjęcia.