Chatka u Metysa

Jedni mówią, że to miejsce niezwykłe, jedyne na świecie. Miejsce pełne magii, niezapomnianej atmosfery. Miejsce, do którego się wraca. Inni (“ci z dołu”) mówią, że to taki punkt zbiorczy ludzi dziwnych. Są i tacy, którzy twierdzą, że tam tylko jacyś hipisi chodzą, ćpuny i ci z hare kriszna. To ci, którzy nigdy tu nie byli.

-Różni ludzie tu przychodzą. Poeta, urzędnik, jasnowidz, ducholog i góral z Leśnicy koło Nowego Targu. Przyjdzie schizol. Komety mu latają. W porządku. Każdego akceptujemy takim jaki jest. Są i tacy, którzy wycofują się z drzwi, gdy widzą, że nie ma recepcji, dyrektora – twierdzi długowłosy Metys, który gospodarzy tu od 7 lat.

“Metysie, Metysie,

Prawdziwy Chrystusie

Idziesz śladem jego

życia tak trudnego.

Leczysz nasze zdrowie

Serca leczysz dusze

Kiedy w górach będę

Odwiedzić cię muszę” –

napisał góral z Leśnicy w zeszycie, który jest swoistą kroniką tego miejsca. Pomiędzy wierszem, a mandalą narysowaną przez Uleńkę (kobietę “Metysa”) kolejny wpis:“W tej chacie mieszka mój spokój i radość”albo “Metys! Dziękuję ci za poranną herbatę. Cudowne przeżycie po takiej zimnej nocy. Widok na Tatry był cudowny podczas spaceru”.

PONIŻEJ TURBOLOTU

“To jedyne miejsce na świecie, gdzie panuje tak fantastyczna atmosfera, nie zdzierają za nocleg, a herbata jest za darmo” – taką informację przesłał do redakcji Tygodnika Podhalańskiego Szczepan Pajor.

Dżdżysta aura nie sprzyja wędrówkom po Gorcach. Wijące się mgły, błoto. Aż dziw, że w schronisku na Turbaczu taki tłok. Gwarno. Zmarznięci i zdyszani turyści raczyli się bigosem i herbatą z torebki. Ceny wprost proporcjonalne do wysokości nad poziomem morza. Po jadalni biegały dzieci, jakiś turysta studiował mapę Gorc, zakochana para piłą gorącą herbatę z jednego kubka. Mężczyzna pracujący w kawiarni na Turbaczu wskazuje drogę do “Chatki”. -To trochę dziwni ludzi – mówi o jej mieszkańcach. -Ale nikomu nie przeszkadzają. Są uprzejmi i życzliwi. Przychodzą tu czasem się wykąpać – twierdzi.

MANDALE ULEŃKI

Kilka minut drogi od schroniska na Turbaczu znajduje się “Chatka”, niby też schronisko, ale zupełnie inne. Idzie się do niego cały czas z góry, potem trzeba zboczyć w lewo, przejść przez kładkę, niewielki las i w końcu na polanie ukazuje się drewniany budynek. Jeszcze drewniane schody w ciemnej sieni, skrzypnięcie drzwi, za którymi jest równie mroczne pomieszczenie. Ciepło z palącego się pieca, zapach przypraw i grzybów, przyciszone rozmowy, herbata z domieszką cynamonu, niezwykłe mandale Uleńki, gar gorącej potrawki bulgoczącej na piecu, wieczorem świeczka zamiast żarówki. Takie dziwne miejsce. -Idziecie z Turbolotu? – mówi gospodarz “Chatki” zapraszając do środka.

Budynek jest własnością Stacji Hodowli Owiec w Bielance. Część mieszkalna od lat 70 dzierżawiona jest od Akademii Rolniczej i pełni rolę czegoś w rodzaju studenckiego schroniska. Swojej niezwykłości “Chatka” nabrała dopiero, odkąd gospodarzy na niej “Metys”.

WYBRAŁ GORCE

W Gorcach mieszka od 1976 roku. Przyjechał z Poznania. -Siedziałem na schroniskach, gdy brakowało jakiegoś pracownika, pomagałem. Zimą schodziłem do wsi. Robiłem za parobka. Pracowałem za jedzenie i spanie. “Chatką” opiekował się wtedy były student AR. Jesienią 1991 roku poprosił mnie, żebym posiedział tu dwa tygodnie, bo on musi wyjechać. Koleś nigdy się tu już nie pojawił, a dla mnie z dwóch tygodni zrobiło się 7 lat – opowiada.

Kuchnia na piętrze jest centralnym miejscem. Tu jest piec, gdzie przyrządzane są posiłki, stół przy którym się przesiaduje, prycza Uleńki i Metysa. W pomieszczeniu obok znajduje się 15 łóżek dla gości. Latem tyle samo osób może przenocować w sali na parterze. W budynku nie ma wody ani światła, kibel znajduje się 35 kroków dalej. -Rektor Akademii Rolniczej dał nam wolną rękę, co do opłat za nocleg. Stanęliśmy na 5 zł. Herbata jest za darmo, jak ktoś jest głodny to też nakarmimy – mówi “Metys”.

-Dla wielu osób, jest to bardzo ważne miejsce, miejsce gdzie czują się bezpiecznie, gdzie zawsze mogą wrócić – dodaje Uleńka. Młoda dziewczyna pokazuje zeszyt z mandalami, które rysuje. Pomiędzy rysunkami wpisy gości “Chatki” – wiersze, podziękowania, wynurzenia.

CI Z DOŁU

Ludzie z dołu (tak nazywa ich Metys) mówią, że “Chatka” to zbiorowisko dziwnych ludzi, że Metys to taki facet powyżej czterdziestki, z długimi włosami, dziwak. Uleńce się dziwią, że taka młoda, ładna dziewczyna, a wybrała takie życie. Z dala od cywilizacji, mód, że może żyć bez światła, bez wody w kranie, nowych kiecek. Niektórzy nawet przestrzegają. Mówią, że to hipisi, wegetarianie, narkomani, że wyznają jakąś dziwną filozofię, nie wiadomo w co wierzą, że rodzice boją się o swoje córki, które chodzą do “Chatki”. -Mówią o Metysie i “Chatce” źle, bo mu zazdroszczą – wolności, pięknej kobiety, tego, że potrafi żyć bez pieniędzy, że umie być szczęśliwy. Oni się dorabiają – mają pieniądze, samochody, nie atrakcyjne żony. Nigdy nie będą mieli tego, co ma Metys – wyjaśnia jeden z nowotarżan, zaprzyjaźniony z “Chatką”.

-Wreszcie mam swój dom – mówi Metys. -Ja do miasta już nie wrócę. Wyszedłem z obiegu. Na dole są inne, dziwne zasady. Ja ich już nie rozumiem. A na dole dla nich to ja jestem nienormalny – dodaje.

ZŁE WIEŚCI

Ostatnio coraz częściej pojawiają się wieści, że budynek ma wydzierżawić dyrekcja Gorczańskiego Parku Narodowego. Chcą w “Chatce” zrobić stanicę konną. Na wiosnę ma się zacząć remont budynku. Dla osób, które od lat przyjeżdżają do “Chatki” to prawdziwa tragedia.

Metys przyjmuje wieści z dołu ze stoickim spokojem. -Są już podpisane umowy z parkiem. Dali mi termin do wiosny. Myślę jednak, że ktoś musi pilnować tego przez cały rok. Choćby podłączyli prąd i co dzień dawali inną pannę, trudno będzie znaleźć chętnego – twierdzi. Marzy, że nowy gospodarz – dyrekcja parku, pozwoli mu tu zostać. -Gdyby zostawili te dwa pomieszczenia na “Chatkę”, ludzie nadal mogliby tu przyjeżdżać, a ja pilnowałbym budynku przez cały rok – mówi. -Do zagospodarowania jest jeszcze olbrzymi strych i cały dół wraz z owczarnią.

Beata Zalot, Tygodnik Podhalański