Jerzy Tawłowicz

Podhalańscy literaci: Beta Zalot

Wiersze – jak przesyłki ciszy

„Pisząc wiersze nie myślę o przesłaniu dla innych, to raczej ucieczka w głąb siebie, rozmowa z samym sobą. – mówi Beata Zalot – Dlatego za każdym razem upubliczniam swoje wiersze z lękiem i obawą, że za bardzo się w nich odsłaniam”.

Urodzona w Zakopanem, choć – jak podkreśla – jej rodzinną miejscowością jest Gronków. Maturę zdała w nowotarskim Liceum Ogólnokształcącym. Potem studia – filologia polska na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po studiach praca dziennikarska w krakowskim oddziale Gazety Wyborczej (była też korespondentem w Nowym Sączu, a – po utworzeniu oddziału podhalańskiego – pracowała w redakcji „Gazety” w Nowym Targu). Od 1996r jest dziennikarzem „Tygodnika Podhalańskiego” od dwóch lat pełni funkcje redaktora naczelnego. Wiersze zaczęła tworzyć jeszcze w szkole. „Mój pierwszy, pisany ręcznie tomik zrobiłam sama chyba w piątej klasie – wspomina – Zawsze towarzyszyła mi nieodparta potrzeba zapisywania uczuć, emocji, refleksji. Tak było w czasie studiów i tak jest do tej pory”.

Zadebiutowała jako poetka w „Dekadzie Literackiej” w 1993r. Prawie w tym samym czasie jej wiersze opublikował krakowski „NaGłos”. Pierwszy, autorski tomik Beaty Zalot „Przesyłki ciszy” ukazał się w 1998r. We wstępie napisała: „Mam taką nieuleczalną przypadłość – piszę wiersze. Wolałabym mieć smykałkę do interesów, robić na drutach albo piec wspaniałe ciasta….” A dalej, strona za stroną, cieplutkim szeptem opowiada o kobiecej duszy:

Nie wyrzucaj mnie jeszcze

w kredensie masz tyle miejsca

tam się schronię

schowasz mnie w kubku bez ucha

tego na stare grosze

gdy ci będzie coś grozić

w porcelanę zadzwonię

będę smutki odpędzać i pająki

odmierzać czas na palcach

prawej ręki

a gdy zasnę

wyniesiesz mnie na dłoni

położysz na parapet

lub

po prostu

roztrwonisz

Prócz wierszy ma Beata Zalot jeszcze dwie „przypadłości”: fotografuje i maluje. Fotografie to emocjonalny zapis jej licznych podróży, chęć zatrzymania w kadrze ulotnej chwili, zachwytu, emocji. Taki swoisty „dziennik” z oglądania świata. Jej pastele to pełne poezji przetworzenie zapamiętanych obrazów w bardzo osobiste opowieści o ulotnych wrażeniach, kolorycie, nastroju. Przedłużenie a może dopełnienie tego, o czym cichutko i ciepło opowiada w swych wierszach. Na swoim koncie ma kilka wystaw indywidualnych m.in. w Miejskim Ośrodku Kultury w Nowym Targu, Centrum Kultury Żydowskiej w Krakowie, a w Zakopanem – w Galerii Sztuka Podhalańska przy MBWA i w kawiarni Teatru Witkacego.

A plany literackie? „Wciąż brak mi czasu – mówi – ale przygotowuję zbiór opowiadań . Chciałabym też wydać książkę o niezwykłych ludziach, których spotkałam w czasie mych reporterskich wędrówek po Podhalu. W planach ma też tomik z prozą poetycką i wierszami z kilku ostatnich lat.” Słysząc to ucieszyłem się szczerze, bo bardzo mi taka „emocjonalna” poezja, jaką tworzy Beata Zalot, odpowiada. Obyśmy tylko nie musieli na te nowe tomiki zbyt długo czekać – choć, z drugiej strony, jak już się ma taką „nieuleczalną przypadłość”……….