Łukasz Skąpski wykonał dokumentację ok. 150 traktorów i maszyn wykonanych samodzielnie przez rolników z Podhala. Konstruktorów nazywa geniuszami, a o Podhalu mówi, że to zagłębie budowy „ciągników Sam” – jak nazywano je oficjalnie w dowodach rejestracyjnych.
Traktory, maszyny rolnicze, transportowe, wykorzystywane w tartakach. Zróżnicowanie technicznie – od bardzo prostych do bardzo zaawansowanych. Przypominające te fabryczne i o surrealnym wręcz wyglądzie. Aż trudno uwierzyć, że jest tych maszyn na Podhalu aż tyle i że ich konstruktorami są ludzie prości, często z podstawowym wykształceniem. – Geniusze – mówi Łukasz Skąpski. Dokumentacja fotograficzna i video to temat jego pracy doktorskiej na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Łukasz Skąpski wyruszył w teren latem 2005 roku. Spenetrował tylko niewielką część Podhala – okolice, gdzie na początku lat 60. powstały pierwsze niezwykłe maszyny. Ich autorami byli: Andrzej „Hućbała” Pabin z Witowa i Andrzej Masny „Bałaś” z Chochołowa. Robili maszyny sobie, swoim sąsiadom i znajomym, ich projekty służyły innym, były udoskonalane przez kolejnych domorosłych konstruktorów. Skąpski odwiedził Witów, Chochołów, Dzianisz, Ciche, Ząb, Murzasichle, Czarny Dunajec, Małe Ciche.
W latach 60. górale kupowali amerykańskie i niemieckie wozy, pochodzące najczęściej z demobilu. Przerabiali samochody ciężarowe i terenowe. – Z takich części był pierwszy traktor Pabina z Witowa, zbudowany w latach 60. Ma jeszcze w gospodarstwie traktor, który zrobił w 68. roku. Pali na dotyk – zachwyca się Skąpski. Czterokołowy napęd, tylne koła większe od przednich, kabina, wycieraczki, wyprowadzenie napędu ze skrzyni biegów, rozrusznik.
Pabin mówił, że w nocy śnił, co i jak ma zrobić, a w dzień – robił to. Twierdzi, że zrobił „ze sto” traktorów, ile ich było naprawdę – nikt nie liczył. Wiele z nich ciągle jeździ po Podhalu.
Mniej więcej w tym samym czasie pierwsze próby konstruktorskie odbywały się w pobliskim Chochołowie, w warsztacie Andrzeja Masnego „Bałasia”, który na początku lat 60 opracował pomysł adaptacji grzebieniowej kosiarki konnej do traktora Hućbały. Próbował go nawet opatentować, ale czasy były trudne – nie udało się. Za pomysł racjonalizatorski dostał w nagrodę wczasy w Bułgarii, które zamienił na parę opon do traktora. Z jego przydomowego warsztatu wychodziły własnej konstrukcji maszyny rolnicze, potem zaczął żyć z masowej produkcji dmuchaw do siana. Współpracował też z Pabinem przy budowie traktorów. Pomysły dwóch pierwszych konstruktorów były natychmiast podpatrywane i wdrażane w innych domowych konstrukcjach.
Dlaczego górale zaczęli robić maszyny? – docieka Łukasz Skąpski. Po pierwsze zauważyli ich przewagę nad zaprzęgiem konnym. Zwierzę trzeba przez cały rok karmić, wymaga dużo kosztów i pracy. Traktor z najsłabszym silnikiem Andorii uciągnie tyle, co dwa konie. Traktorami pracuje się szybciej, łatwiej i wydajniej – słyszał powtarzaną przez wielu rolników argumentację. Fabryczne ursusy były za drogie i co tu dużo mówić – gorsze od „samów”, nie sprawdzały się na wąskich, polnych drogach i na podhalańskich stromiznach. Traktor własnej roboty w zależności od stopnia stromości pól właściciela – mógł mieć napęd na jedną, dwie albo trzy osie. Tę trzecią – oś dwukołowej naczepy – górale nazywają „karą”. – To genialny pomysł na wąskie tereny – nie zachodzi jak przyczepa, można nią o wiele łatwiej cofać – przekonuje Skąpski. – Napęd do kary w terenie górskim to konieczność. Przy jeździe pod górę obciążony traktor się nie „wiesza”, jadąc z góry – nie jest z kolei spychany przez obciążoną przyczepę. Fabryczne ursusy są w takich warunkach o wiele bardziej niebezpieczne, a do tego mają słabe hamulce – twierdzi.
Zdaniem Skąpskiego młode pokolenie podhalańskich konstruktorów nie ustępuje tym pierwszych. Geniuszem nazywa Stanisława „Dróżnego” Sichelskiego z Małego Cichego. Mały przegubowy ciągnik wyposażony w trzy wyciągarki, pochodzące ze stara 66 – jego autorstwa – świetnie radzi sobie na stromiznach. Krótki rozstaw osi i niski środek ciężkości powoduje, że nie ma dla niego terenów nie do pokonania. – Staszek z Małego Cichego potrafi wszystko – zrobił generator prądu, śmigło do paralotni, koparkę, kompresor – wymienia Skąpski.
W Murzasichlu mieszka Stanisław Krupa, właściciel tartaku, w którym także zadziwiają maszyny własnej konstrukcji. Trak pracujący w poziomie, przegubowy ciągnik leśny ze spycharką i wyciągarkami, ciągnik z przyczepą do przewozu pni drzew, ciągnik z wyciągarką żurawiową, ciężarówka z czterokołowym napędem z dźwigiem do bali i różne inne zadziwiające maszyny.
…
Każda z tych maszyn jest wyjątkowa, niepowtarzalna. Jeśli nikt nie pomyśli o ratowaniu ich, wkrótce znikną z krajobrazu Podhala, Rolnicy oddają stare traktory na złom, a to ogromna strata. Przecież to swoiste dzieła myśli technicznej na Podhalu z czasów komunizmu. Może warto pomyśleć o muzeum takich maszyn, zacząć je skupywać. Może jest gdzieś jakaś bezużyteczna hala. Takie muzeum mogłoby się stać świetnym pretekstem, by turysta w drodze do Zakopanego zatrzymał się na przykład w Nowym Targu czy gdzieś w okolicach Czarnego Dunajca.
Beata Zalot, Tygodnik Podhalański